Co roku, w Wielką Środę, Filharmonia Podkarpacka im. Artura Malawskiego w Rzeszowie, za pomocą ważkich i głębokich dzieł powstałych na przestrzeni dziejów, wprowadza nas w klimat Wielkiego Tygodnia. Tym razem, 28 marca 2018 roku, w dużej sali koncertowej usłyszeliśmy dzieło współczesne, powstałe, jak sam kompozytor Stanisław Fiałkowski powiedział, około półtora roku temu, z potrzeby serca.
„Poszczególne części Symfonii: „Cisza, Modlitwa za Nich, Nadzieja – Pod Górę, Krzyk, Polska – to moje emocje, których doświadczyłem, stojąc 16 godzin w kolejce, aby oddać ostatni hołd Parze Prezydenckiej – Marii i Lechowi Kaczyńskim. Z potrzeby serca, każdym dźwiękiem, każdym akordem, starałem się oddać dramatyzm tamtych dni” – mówił kompozytor.
Warto dodać, iż w „Symfonii Światła” wykorzystane zostały fragmenty tekstów papieża Innocentego III, Leszka Długosza, Danuty Gałeckiej-Krajewskiej i Świętego Jana Pawła II.
I tak Rzeszów stał się miejscem prawykonania dzieła niezwykłego, głębokiego w swej wymowie i wyrazie, inspirowanego tragedią smoleńską, przed którą ciągle stajemy zdumieni i poruszeni, oddając hołd Parze Prezydenckiej i najlepszym elitom naszej Ojczyzny, którzy zginęli w Smoleńsku. Mówił o tym przed koncertem Marszałek Województwa Podkarpackiego Władysław Ortyl, ofiarowując artystom kosz białoczerwonych kwiatów.
Inspiracje twórcze, kompozytorskie są nieraz bardzo różne. W wypadku „Symfonii Światła” mamy do czynienia z autentycznym przeżyciem duchowym twórcy, który nie waha się użyć słów serdecznych, głęboko patriotycznych dla określenia swoich intencji i zamysłu twórczego. Dyrektor Filharmonii prof. Marta Wierzbieniec mówiła we wprowadzeniu do koncertu: „A światłość wiekuista niechaj im świeci”. Ta religijna konstatacja określiła nastrój spotkania, daleko wykraczającego poza sferę doznań muzycznych.
Powstało dzieło nadzwyczaj zwarte w swej wymowie, przejmujące, bez zbędnego patosu, jakby kompozytor chciał wyrazić emocje całym sobą, całym swoim jestestwem – artystycznym, ludzkim, pełnym pokory wobec wyroków Opatrzności. Odebrałem „Symfonię Światła” jako formę mszy czy liturgii, gdzie każde słowo i każdy dźwięk jest podporządkowany służbie, posłudze, funkcji publicznej w swym duchowo-religijnym wyrazie. Odniosłem wrażenie, że uczestniczyliśmy w sali dużej Filharmonii w niezwykłym misterium pamięci i modlitwy w najczystszej służbie Bożej. Mamy tu do czynienia, jak pisał o muzyce religijnej Bohdan Pociej, z faktem „zestrojenia percepcji muzycznej z aktem religijnej natury – z liturgiczną intencją i modlitewnym przesłaniem kompozytora.”
Poruszony do głębi rzeszowskim prawykonaniem „Symfonii Światła” Stanisława Fiałkowskiego, przymykałem oczy i myślałem o tajemnym, osobistym przeżywaniu i zapisywaniu w partyturze intencji twórczych kompozytora, które chciałby on przełożyć na wrażliwość i kompetencje odbiorcy czy odbiorców zgromadzonych w konkretnym miejscu i czasie. Z przekonaniem mogłem stwierdzić, że zarówno wykonawcy jak i słuchacze dali się porwać intencjom twórcy. To chyba największa tajemnica sztuki, którą sam kompozytor nie do końca pojąć może. To święty ogień sztuki, niepojęty i nieodgadniony, do którego możemy tylko próbować się zbliżyć i ogrzać zziębnięte dusze…
Ta pokora zdawała się towarzyszyć twórcy, który podjął się jakże trudnego zadania – wyrażenia językiem muzycznym i literackim (teksty) wydarzeń, które w świadomości naszej, osobistej i narodowej, trwają i trwać będą przez pokolenia. Dzieło porusza spoistością formy, równowagą środków wyrazu, bez popisowych arii, pieśni czy solowych partii instrumentów, ukazując tragedię całym dźwiękowym, wręcz jakby organowym diapazonem przejmującym wołaniem: Wieczne odpoczywanie racz im dać Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci.
Zrozumieli to muzycy Orkiestry, Chór Wydziału Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego starannie przygotowany przez Bożenę Stasiowską-Chrobak, soliści usytuowani w głębi sceny – Aleksandra Orłowska, Ewa Uryga i Tadeusz Szlenkier, wszyscy pod wprawną i wyrazistą ręką dyrygenta Łukasza Wódeckiego z precyzją i pietyzmem realizujący każdą frazę, każdy akord, każdą nutę, z idealną wręcz czystością, jakością brzmienia, precyzją rytmiczną. Albowiem, jak pisał Artur Malawski „w prawdziwym dziele sztuki trudno rozróżnić, co jest rzemiosłem, a co emocją”.
Starannie wykonane, przejmujące dzieło przechodzi do historii, choć zapewne żyć będzie nadal swoim życiem. Myślę, że długo pozostanie w naszej pamięci. Zarówno kompozytor, jak i wykonawcy włożyli w jego wykonanie w Rzeszowie swoje serca i dusze, każąc zamyślić się nad ponadczasowym znaczeniem i posłannictwem sztuki.
Andrzej Szypuła
fot. Andrzej Kalinowski